Emily's POV
Obudziłam się rano nie wyspana. Cicho mruknęłam obracając się na drugi bok, przez co dotknęłam Justina. Mocno się do niego przytuliłam i pocałowałam go w policzek. Spojrzał na mnie, widziałam jego jasne, brązowe i zaspane oczy, wyglądał tak uroczo. Zachichotałam i usiadłam na nim, a on automatycznie się "obudził". Zachichotałam i zeszłam z niego a on zrobił smutną minę.
- Kocham Cię. - wyszeptałam i go pocałowałam.
- Ja Ciebie też, perełko. - wyszeptał a jego zaspany głos zabrzmiał seksownie, bo miał chrypkę. Pocałowałam go ponownie, a on zamruczał. Wyciągnął dwie kanapki i podał mi oraz wziął drugą dla siebie, a następnie zaczął powoli jeść. Gdy oboje zjedliśmy podał mi do picia Mountain Dew, a ja się napiłam i podałam Justinowi, ale on narazie nie chciał. Usiadł i wyciągnął papierosa oraz go odpalił, częstując mnie. Również odpaliłam swojego papierosa a powietrze w namiocie stało się mgliste i gęste, więc rozsunęłam zamek namiotu po czym odetchnęłam świeżym powietrzem. Justin napił się, a ja zachichotałam.
- Jesteś nasłodszym chłopakiem na świecie. - zaśmiałam się i skinęłam głową.
- Sie wie. - wybuchnął śmiechem a ja pocałowałam jego brzoskwiniowe usta. Nie były o smaku brzoskwini ani niczego takiego, tak określałam kolor jego ust. Były cudowne, pełne i idealne do całowania. A jego włosy były zawsze postawione na żelu, ale jak wstawał zawsze miał je rozczochrane, a ja zawsze poprawiałam je poprawiałam. Był idealny. Nieważne, bo zaraz się rozmarzę. - zaśmiałam się w myśli.
Ubrałam bluzę, bo trochę piździało.
- Justin, muszę iść jutro do szkoły. - mruknęłam niezadowolona.
- Och, zapomniałem. Mogę Cię zawieźć, bo stwierdziłem, że też pójdę.
- Okej, a właśnie.. Justin, mam prośbę. - wymamrotałam a on dziwnie się na mnie spojrzał.
- Jaką, kochanie? Dla Ciebie poświęce całe swoje życie.
- Nie o to chodzi, głupku. Chodzi mi o.. a tak poza tym to chcę, żebyś żył! - zaśmiałam się i uderzyłam go w tors. - Ale tak na poważnie to chodzi mi o Clarę, doskonale wiesz o którą mi chodzi, prawda?
- No wiem. - skinął głową a ja przełknęłam ślinę.
- Ona.. potrzebuje pieniędzy, pomożemy jej? Chce zapłacić za aborcję.. Wiem, że to głupie, sama jej to powiedziałam, ale wyobraź jakie piekło teraz będzie miała jak jej rodzice sie dowiedzą. Prosze. - wyszeptalam.
- Okej, zgoda. - uśmiechnął się lekko.
- Dziękuje! - szeroko się uśmiechnęłam i mocno przytuliłam Justina.
- Kocham Cię mocno, skarbie. - wyszeptał do mojego ucha.
- Ja Ciebie też, misiu. - zacichotałam. - Podwieziesz mnie do domu? Muszę się pouczyć bo mam jutro test z chemii, zapomniałam, ech. - wymamrotałam.
- Oczywiście, ubierz się. Na jego słowa wstałam i zaczęłam się ubierać a następnie Justin, po czym złożyliśmy namiot po czym wsiadliśmy do auta i ruszyliśmy.
Justin's POV
Wsiadłem do auta i odpaliłem je, zapinając pas. To samo zrobiła Lily, a potem uroczo się do mnie uśmiechnęła. Pocałowałem ją w czółko, po czym przytrzymałem kierownicę kolanem i odpaliłem papierosa, dając jednego Emily, a ona zrobiła to samo. Zaciągnąłem się głęboko i wypuściłem z dymu idealne kółko a ono rozeszło się po aucie. Gdy skończyłem palić, wyrzuciłem peta przez okno i zostawiłem, żeby się wywietrzyło. Gdy dojechałem pod dom Lily, ona już chciała wysiąść, ale ją zatrzymałem.
- Buzi. - zachichotałem. Pocałowała mnie czule ale namiętnie w usta a je je oblizałem i cicho mruknąłem.
- Widzimy się jutro.
- Oczywiście, Justin. Idę, papa. - wyszła i zamknęła drzwi. Gdy wyszła z mojego auta, poczułem pustkę. Ciasne pomieszczenie które wypełniała cisza, nienawidziłem jej. Włączyłem radio w samochodzie i pojechałem do domu. Zaparkowałem w garażu i weszłem do domu, witając się z chłopakami. Nie miałem ochoty z nimi gadać, tylko położyć się do łóżka i zasnąć. Zrobiłem sobie kanapkę i poszłem na górę. Usiadłem na łóżku i zacząłem jeść podłączając telefon do ładowarki. Gdy zjadłem położyłem się, ale do mojego pokoju wszedł Jack.
- Czego chcesz? Miałem właśnie iść spać. - warknąłem.
- Wyjeżdżamy jutro do Bronx, po przesyłkę, chyba nie chcesz zostać sam w domu. - zaśmiał się.
- A czemu nie? - wynamrotałem.
- Dobra, jak chcesz. Zostań w domu a my wyjeżdżamy o 4 w nocy.
- Okej, dobra. Jezu, możesz już stąd iść? Bye. - wymruczałem i schowałem się pod kołdrę a on już wyszedł. Po chwili się położyłem wygodniej i zasnąłem po kilkunastu minutach.
____________________
Przepraszam, że tak późno i krótki rozdział, ale nie mogłam pisać, przepraszam. Jutro się odwdzięcze i napiszę dłuższy i kolejny rozdział:) Jeśli możecie to komentujcie i polecajcie mój blog bo mało osób go czyta, a komentarze naprawde to duża motywacja:) Dobrej nocy! xx
ba serjo świetny, czekam nn
OdpowiedzUsuń