niedziela, 1 marca 2015

Eleven.


                Emily's POV

Obudziłam się rano, wzdychając. Spojrzałam na Justina i się uśmiechnęłam. Delikatnie pocałowałam go w czółko a on się obudził i spojrzał na mnie, słodko się uśmiechnął. Mocno mnie przytulił i pocałował delikatnie w usta. 
- Kocham Cię. - wyszeptał cicho do mojego ucha, a mnie przeszły ciarki. Też go kochałam, nawet bardzo. Był powodem dlaczego żyję, był jedyny w swoim rodzaju i niezwykły. To co robił wcale mi nie przeszkadzało, ale wiedziałam, że jestem bezpieczna, przynajmniej tak myślałam. 
- Też Cię kocham, Justin. - mruknęłam i zagryzłam wargę. On spojrzał na mnie i wstał, ubierając koszulkę. 
- Chodź, musimy coś zjeść, a przynajmniej Ty, bo wyglądasz jak wygłodzony szkielet. - zaśmiał się i podniósł mnie i zaniósł do kuchni. Posadził mnie na blacie a ja się zaśmiałam. Jak może wyglądać wygłodzony szkielet? - zaśmiałam się w myśli.
- Justin, pamiętasz, że moi rodzice mają przyjechać wieczorem? - zapytałam a on zrobił wielkie oczy i potarł dłonią o czoło. 
- Kompletnie zapomniałem, przepraszam. - pocałował mnie czule w usta a ja je oblizałam. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam go ponownie, uśmiechając się podczas pocałunku. Tak wiele dla mnie znaczył. Dla niektórych mogło wydawać się to głupie, że kochałam go po niespełnym tygodniu. Był dla mnie cholernie ważny. Myślę, że ja dla niego też i nie potraktuje mnie tylko jako zabawkę dla seksu. Ale tak jak myślę, on nie mógłby mi tego zrobić, Justin nie jest tak jak wszyscy chłopcy. On nie był chłopcem, był jak król, który nigdy nie zraniłby swojej księżniczki. 
- Nie szkodzi, każdemu się zdarza. - odparłam. 
- O czym myślisz? - zapytał prosto z mostu, jakby nigdy nic. 
- O niczym, po co pytasz? - wyszeptałam i spojrzałam w jego oczy. One coś mówiły, jakby chciały mi coś przekazać, ale nie mogłam nic z nich odczytać. 
- Widzę, że jesteś zamyślona, Lily. Nie umiesz kłamać, a tymbardziej twoje oczy. - skinął po czym otworzył lodówkę i mruczał coś pod nosem. Był zdenerwowany, że mu wszystkiego nie mówię. 
- Dobra.. Myślałam o Tobie, pasuje? - wywróciłam oczami i wyrzuciłam rękoma w powietrze, a on wyciągnął składniki na naleśniki i je przyrządził, a ja mu się przyglądałam. Przelotnie na mnie spojrzał, a ja wyszłam na balkon i odpaliłam papierosa. Po chwili drzwi się uchyliły, w których zobaczyłam Justina, patrzącego na mnie. 
- Chodź, bo śniadanie czeka. Nie chciałbym, żebyś była głodna. - powiedział, po czym wyszedł i usiadł przy stole, czekając na mnie. Gdy spaliłam, zamknęłam balkon i usiadłam naprzeciwko niego. Wzięłam naleśniki, które były z bitą śmietaną i z sosem klonowym. Robił idealne śniadania. Ukroiłam kawałek i podstawiłam Justinowi pod usta a on nie zareagował. Odstawilam widelec i spojrzałam w jego oczy. Były zamyślone, nie wiem czy zrobił to specjalnie, żeby mnie zdenerwować. 
- Co Ci jest? 
- Nic, a co? 
Był wredny, nie lubiłam go w takim stanie. 
- Powiedz mi. - wyszeptałam cicho i podeszłam do niego. 
- Nie, Lily. To nie Twoja sprawa, po co mam Ci mówić? - był jakiś zdenerwowany, ale nie wiem czym. Może przeze mnie? 
- Okej. - wsunęłam kawałek naleśnika do ust i popiłam kawą. Gdy zjadłam wsadziłam naczynia do zmywarki i poszłam na górę, a Justin za mną. Spięłam włosy w luźnego koka i ubrałam jeansy i koszulkę oraz bluzę. Justin również się ubrał i pocałował mnie w policzek. 
- Kochanie ja muszę spadać, wyjdziemy wieczorem na jakiś spacer? Niespodzianka. - uśmiechnął się. 
- W sumie czemu nie, a o której? 
- Zadzwonię jeszcze. Okej, to do zobaczenia. - ponownie mnie pocałował i powoli zszedł na dół po czym wyszedł z domu. 
Wzięłam telefon i wybrałam numer Clary, a ona odebrała po kilku sygnałach. 
- Cześć! Co dzisiaj robisz? - odparłam. 
- Siedzę w domu i się nudze, jak zawsze w sumie. Może wyjdziemy gdzieś? 
- Chciałam o to zapytać, może pójdziemy na pizzę? 
- Okej, to za godzinę pod moim domem. Gdy to powiedziała, rozłączyłam się i zeszłam na dół, biorąc telefon. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. 

                 Justin's POV

Gdy wyszłem z jej domu, zadzwoniłem do Johna, że zaraz będę. Mieliśmy obgadać jeszcze nasz plan. Nie byłem w domu od kilku dni, ciekawe co robili, jak mnie nie było. Wsiadłem do mojego auta i odpaliłem fajkę, uchylając okno do połowy. Odpaliłem moje porsche i odjechałem spod domu Emily. Dużo ostatnio o niej myślałem, a wczoraj był najpiękniejszy dzień, który mogłbym kiedykolwiek przeżyć. Była cudowna i miała prześliczne ciało. Za bardzo się zamyśliłem i nie zauważyłem nawet, że spaliłem całego papierosa, po czym wyrzuciłem go przez okno. Po chwili zamknąłem je, bo trochę zimno było, nie powiem. Za 2 miesiące mają być wakacje a i tak pizgało. Gdy podjechałem już pod dom, zaparkowałem samochód w garażu i weszłem tylnym wejściem i przywitałem się z wszystkimi. 
- Matt, od kiedy Ty palisz? - zaśmiałem się głośno i spojrzałem na niego. 
- Ja nie palę, to metafora. Wkładasz do ust rzecz, która sprawia, że umierasz ale nie dajesz mu szansy na to. - odpowiedział, a ja skinąłem głową. 
- Skoro nie palisz, możesz poczęstować mnie papierosem. - zachichotałem, a on wyciągnął fajkę i mi podał. 
- Żaden problem. A wracając do naszego dzisiejszego planu, to musimy wszystko obgadać, więc chodź tu. 
Usiadłem na kanapie, gdzie siedzieli wszyscy razem z Seleną. Gówno robiła, a musiała słuchać tego, co mieliśmy zamiar dzisiaj zrobić. Mruknąłem niezadowolony i oparłem się o oparcie kanapy. Spojrzałem na wszystkich. 
- Plan jest taki, że wchodzimy jak gdyby nigdy nic, ale mamy przy sobie broń. Nie startujemy do nich, ale jak zaczną, trzeba będzie im troche pogrozić. Nie strzelajcie w nich, dobra? - wysyczał John i spojrzał na wszystkich, dając im do zrozumienia. 
- Pewnie, John. - odparłem i wstałem. - Będę potem. - skinąłem i poszłem do swojego pokoju a następnie do łazienki, biorąc ręcznik. Rozebrałem się i nalałem wody do wanny, a następnie wrzuciłem dwie kulki do kąpieli i nalałem płynu, który po chwili zamienił się w pianę. Weszłem do niej i zanurzyłem się w wodzie, nalewając na swoje ciało waniliowy żel i powoli wtarłem go w skórę. Porządnie umyłem włosy i chwilę leżałem w wannie, odpalając fajkę. Wyszłem z wanny i wytarłem najpierw siebie a później włosy, ubrałem bieliznę, koszulkę z dekoltem w kształcie litery "V" oraz jeansy i skarpetki. Wyszłem z łazienki kierując się do mojego pokoju. Wziąłem telefon, chowając go do kieszeni a następnie zeszłem na dół z siadając obok chłopaków a John podał mi piwo, które otworzyłem i się napiłem. Przybiłem żółwika Matt'owi na co obaj się zaśmialiśmy. 
- Nie zapomnijcie czasem, że jedziemy za 4 godziny, nie wychodźcie z domu, okej? - John skinął głową i spojrzał na mnie. 
- No okej, ja ide coś zjeść i się położyć. - wstałem z piwem i poszłem do kuchni upijając łyka. Otworzyłem lodówkę i wziąłem sobie jogurt, a piwo zostawiłem na blacie, skierowałem się do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku i gdy zjadłem położyłem się i ustawiłem budzik na 3 i pół godziny. Przykryłem się kołdrą i zasnąłem. Po 3,5h zadzwonił budzik i odblokowałem telefon aby go wyłączyć. Wstałem z łóżka i ubrałem czarną kurtkę ze skóry i zeszłem na dół do chłopaków. 
- Bierzcie pistolety, bomby i ubierajcie się! Ten magazyn jest 15 minut stąd, a musimy już wyjeżdżać! - krzyknął Cameron po czym podał mi wszystko, a ja założyłem czerwone supry i byłem gotowy do wyjścia, więc czekałem na resztę. Gdy się wszyscy ubrali wyszliśmy z domu, kierując się do samochodu a na miejsce kierowcy usiadł Jack. Odpalił auto i ruszyliśmy pod magazyn Dallasa. Po niespełnych 15 minutach wysiadliśmy z auta, a Cameron przypomniał nam, że mamy schować broń. 
- Jesteśmy... - powiedział John, patrząc na zegarek. 
- Na czas. - odpowiedział Shawn, a za jego plecami pojawiła się jego ekipa. Podszedł do mnie a ja do odepchnąłem. 
- Słuchaj, nie zachowuj się jak dziecko, tylko przejdź do konkretnej rzeczy, Dallas. - warknąłem. 
- Ściągnąłem Was tutaj, aby wam uświadomić, że to ja rządze tym miastem i się Was pozbęde, bo jesteście zbędni. - zaśmiał mi się twarz, na co ja popchnąłem go pod ścianę i kopnąłem kilka razy w jego jaja. 
- Tak chcesz się bawić? - Wyciągnąłem broń i odbezpieczyłem ją, a tak zrobił cały mój gang chroniąc się przed ludźmi Dallasa. 
- Albo oddacie nam to czego chcemy, albo odstrzelę Ci łeb. - warknąłem celując w jego skroń. 
- Przesyłka jest w drugim magazynie, ale to Ci już nie powiem gdzie. 
- Gadaj. - uderzyłem go w twarz a on splunął krwią. 
- Jest w Bronx. - odparł, zwijając się z bólu. 
- Jeśli jej tam nie będzie, pożałujesz tego. - Odeszłem od niego, chowając broń do kieszeni i idąc w stronę auta. 
_____________
Komentarze i wejścia dają naprawdę dużą motywację, a myślę, że moja twórczość Wam się podoba :) xx @dvvmix


1 komentarz: